„Sąsiedzi. Mały felieton o dużych sprawach”

„Sąsiedzi. Mały felieton o dużych sprawach”

Mam sąsiada. Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego. Każdy ma jakiegoś. Ale mój jest wyjątkowy. Pracuje jako kucharz i wraca do domu między trzecią a czwartą nad ranem. I pierwsze co robi, to włącza telewizor. Głośno. Ja oczywiście zrywam się na równe nogi i drepczę prosić o ściszenie. I co noc sąsiad mnie przeprasza i ścisza. Tak to trwa już od dwóch miesięcy. Co noc.

A z sąsiadami to zawsze miałam sporo ciekawych sytuacji. Kiedyś sąsiadka, po moim powrocie do domu przybiegła z karteczką. Był na niej zapisany numer rejestracyjny samochodu z marką i kolorem oraz godziną, o której ów samochód podjechał pod mój dom. To było śmieszne, ale sąsiadka się obraziła, jak poprosiłam o nieprzynoszenie mi więcej takich informacji. Swego czasu poprosiłam sąsiada, żeby nie palił starych desek na ulicy, bo pozostają gwoździe i mojemu gościowi wbił się jeden w nogę. To usłyszałam, że to niemoralne, żeby rozwiedziona kobieta miała gości. Ale bywało mniej śmiesznie. Kiedyś zachorowały moje dzieci i byłam na zwolnieniu lekarskim. Jak otworzyłam listonoszowi drzwi to wybiegły za mną na taras. Pięć minut później do dyrekcji zadzwoniła sąsiadka z poleceniem sprawdzenia zasadności mojego zwolnienia. Kiedyś odcięto mi prąd. Bo ktoś nie zaksięgował rachunków. Bywa. Ale sąsiadka już zdążyła poinformować o tym fakcie wszystkich moich znajomych. Konfidencjonalnym szeptem oznajmiała w publicznych miejscach, jak to ja sobie nie radzę w życiu. Takich historyjek mam bardzo dużo. I pewnie każdy z nas. Bo każdy ma kogoś takiego w klatce, dla kogo wymycie schodów urasta do rangi sprawy międzynarodowego konfliktu. Nie ma wtedy znaczenia, że masz dwa etaty i studia w weekendy. Nie jest sprzątnięte! Albo kogoś, kto uważa, że uprawianie seksu powinno być karalne. Lub chociaż bezdźwięczne.

No cóż, nie mamy wpływu na pewne rzeczy. Możemy się wyprowadzić. Ale znając życie, musielibyśmy to robić co dwa tygodnie. I nie jestem pewna, czy znaleźlibyśmy jakieś miejsce na świecie bez upierdliwego sąsiedztwa. Ja całe szczęście zmieniam mieszkanie. Choć nie z powodu sąsiada, to jednak niezmiernie się z tego faktu cieszę. Mam dosyć testu, co dzieje się z człowiekiem, któremu nie damy się wyspać. Bo mam wszystkie objawy tego rodzaju tortur. Książkowe. Na marginesie, stopery nie pomagają, bo holenderskie domy budowane są z dykty, i żadna zatyczka do uszu nie zadziała. Kolejne mieszkanie mam w porcie, bez bliskich sąsiadów, więc jeśli latarnia morska nie będzie wysyłać co noc sygnałów przeciwmgielnych, to mam szansę wrócić do normy.

A przed przeprowadzką przetłumaczę ten felieton na holenderski i podaruję na pamiątkę sąsiadowi. Którego niniejszym pozdrawiam. I wszystkich pozostałych również.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


siedem + = osiem