Konkurs pt. „Rodzina”

’; ?>

Prace laureatów konkursu literackiego pt. „Rodzina” organizowanego wspólnie przez Tyską Stronę Poezji oraz Miejską Bibliotekę Publiczną nr 1 w Bieruniu.

Kategoria: utwór poetycki.

I miejscePodpłomyk (Arkadiusz Stosur).

„drewniane ptaki”

matka usiadła w jasnej kuchni
zdjęła z pleców ciężar w zapatrzeniu
bez nazywania pokazała przestrzeń
wyzwolenia nasyconą

zimnym światłem grudnia
w szkle topiły się miasta zasypiały rzeki
mrugając do drewnianych ptaków
które nie mogły się unieść

ciężar ostateczności przykuwał je do ziemi
ludzie szli obok nic nie mówili patrzyli
dłonie sparzone chłodem pokazywały
zorzę na niebie zamykającą czas jak skrzypiące drzwi

Kraków, dnia 22 grudnia 2010 r.

„*** świat-wspomnienia”

czas nie spełnia się, zamknięty pod powiekami,
w okruchach światła, pod skórą węża, w ogryzku
pozostawionym przez świętą dłoń na sosnowym stole.
Na nim chleb, nóż i cebula, zwyczajny posiłek.

Inne miejsca, obcy czas, nieznani ludzie. Dzikie
grusze i jabłonie śledzą każdy krok, nisko wiszące
niebo nie pozwala zasnąć, zasłania wszystkie księżyce.
Ktoś ukradł sny, skradziono morza i oceany,

nasze okręty dryfują w portach melancholii,
oczekując na odpływ, przeciekają, są coraz bliżej
piaszczystego dna, gdzie świat ryb o wielkich
płetwach. Ominiemy przeznaczenie. Szyfrem

nadamy komunikat o niepodległości, ocalimy prześcieradła i komplety
naczyń, wywiesimy jedyny sztandar podziurawiony od kul złych ludzi i
dziobów czarnych ptaków. Ułożymy się obok siebie, spleciemy
ramionami.

Kraków, dnia 21 kwietnia 2009 r.

WyróżnienieBojka (Julitta Nieznalska).

„Istota ciężka”

widzę ciebie co wieczór, jak zmierzasz do pubu. wolnym
krokiem staruszka, choć przecież wiek młody, zawsze
masz w ręku telefon, bawisz się zawieszką, wszyscy
mówią o tobie, że jesteś taki porządny, pracujesz
w dużej firmie, masz żonę, przyjaciół, samochód
luksusowy, dom i chodzisz do kościoła, uśmiech
lśni na twojej twarzy, dowcipy się sypią, sąsiadki
w drzwiach przepuszczasz, kwiaty podarujesz, tylko
czasem zdenerwowany swoją córkę skatujesz…

„Korzenie I, II, III”

Korzenie I

… a moja Matka w Wilnie urodzona
I nad Jej grobem Ostrobramska lśni,
Choć na Pałukach jestem wychowana,
To Wileńszczyznaciągle mi się śni…

Korzenie II

… w Bendarach nawet ziemia inaczej pachniała.
I zwykłe potrawy świątecznie smakowały.
A kiedy Babcia chleb dzieciom rozdawała.
To miłością, nie masłem, kromki smarowały…

Korzenie III

… mego Dziadka ręce rodzinę ogarniały,
Bezpieczne, silne, choć tak spracowane,
Z ułańską szablą wolność wywalczyły,
O wnuki zadbały, by czuły się kochane…

Kategoria: opowiadania.

WyróżnienieAgat (Agata Dromert).

„Casting”

– Człowiek potrzebuje autorytetów – powiedziała moja wychowawczyni. – Charakter zmienia się co 7 lat, a wy macie prawie wszyscy po siedemnaście, więc sami widzicie, że jesteście w trakcie kolejnych zmian. Może nie jesteście tego świadomi, ale wybór stylu ubierania się, gustu muzycznego czy poglądów jest również wzorowany na idolu… – pani Myszek kontynuowała pogadankę, ale ja już byłam myślami gdzieś daleko. Autorytet… No tak, nie mam, a ostatnio bardzo, ale to bardzo go potrzebuję. Czuję się zagubiona, ale jak mam się odnaleźć, skoro jestem sama? Nie pasuję do reszty rówieśników, oczywiście dobrze dogaduję się z nimi w szkole, ale nic poza tym. Rodzeństwa nie mam, ciocia Jola ma ostatnio na głowie wystarczająco dużo własnych problemów, a mama… Ona z pewnością nie nadaje się do tej roli. Tylko co teraz? – to pytanie zostało w mojej głowie do końca dnia.

*

Wyszedłszy ze szkoły, skręciłam do parku. Kiedy trafiłam do mojego Odludnego Zielonego Mostu, usiadłam i zapaliłam papierosa. Nikt tu nigdy nie chodził, więc się nie przejmowałam, czy mnie ktoś przyłapie na tym, co robię. Nie bez powodu most nazwałam „odludnym”. Przychodziłam tu, bo było to jedyne miejsce na „złapanie oddechu”. Niczym nie musiałam się przejmować, wystarczyło patrzeć w niebo i się tym delektować. Oczyszczałam umysł ze zmartwień, związanych głownie z mamą, bo zrozumiałam w końcu, że ona się nade mną znęca. Od zawsze starała się, bym spełniła jej chore, nieudane ambicje. Tylko, że ja nie chcę być prawnikiem, nie taka przyszłość jest mi pisana.
– Boże, daj mi siłę, żebym to wytrzymała – westchnęłam i ruszyłam do domu.

*

Obejrzałam film „Mary i Max” i nie daje mi on spokoju. Między innymi dlatego, że jest na faktach. Żadna bujda, szczera prawda, coś wspaniałego. Czyli takie rzeczy mogą się stać? Tylko po co szukać tak daleko, może wystarczy porozglądać się za taką znajomością gdzieś bliżej…

*

Weszłam na czat dwa razy. Za pierwszym razem patrzyłam tępo w monitor i czytałam… Po niecałej godzinie stwierdziłam, że ludzie są nienormalni. Teraz wiem, że źle szukałam. Otworzyłam więc pokój „trzydziestki” i szybko wróciła mi wiara w ludzi. Różnica była bardzo widoczna.

*

Tak zaczęła się moja znajomość z Anką244. Od razu wiedziałam, że to z nią chcę pisać. Była wspaniała. Nie! Wręcz doskonała! Jej poglądy, styl muzyczny, gust modowy, to wszystko było tym, czego szukałam. Byłyśmy nie tylko podobne, ale jakby stworzone dla siebie. Dlatego też tę znajomość rozwijałyśmy.
Pierwsze rozmowy były raczej o niczym. Jednak im dłużej to trwało, tym coraz bardziej osobiste problemy omawiałyśmy. Często wspominała mi o swojej córce i o tym, że nie najlepiej się dogadują. Mówiła, jak bardzo jest tym zmęczona i jak strasznie cierpiała z powodu samotności, gdyż mąż wciąż wyjeżdżał w interesach. Ja zwierzyłam się Ance z mojego największego i najskrytszego marzenia. Powiedziałam, że chciałabym zostać aktorką. Bałam się reakcji, ponieważ zawsze wydawało mi się, że to dziecinna fantazja, prawie niemożliwa do spełnienia. Jednak Anka poparła te plany. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że skoro mam talent, to czemu by nie spróbować.

*

Znalazłam w Internecie informację o castingu do filmu. Chciałam iść, ale napisali, że osoby niepełnoletnie muszą przyjść z kimś dorosłym. Zrozpaczona weszłam na czat. Żaliłam się Ance i pytałam co zrobić. Przecież nie mogłam poprosić mamy, żeby ze mną poszła. W życiu by się nie zgodziła! Pocieszenia na nic się nie zdały. Czułam, że moje ambicje zostały zdeptane, że tracę jakąś szansę. Nie wiem czemu, ale w pewnym momencie zaczęłam szukać w całej tej sprawie winnego. Padło oczywiście na Ankę. Zaczęłam rozwścieczona pisać do niej, iż niepotrzebnie dała mi nadzieję. Wiedziałam, że ją ranię tymi słowami, ale dopiero później zrozumiałam, co wyprawiam. Niestety, za późno. Zniknęła z czatu i przez długi czas jej nie widziałam. Martwiłam się, bo dobrze wiedziałam, że to wszystko z mojej winy.

*

Tego dnia byłam wyjątkowa przybita. Dziś miał odbyć się casting, no i Anki wciąż nie było w „pokoju”. Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Za nimi stała zmarznięta i przemoczona moja mama, która z szelmowskim uśmiechem na ustach i błyskiem szaleństwa w oczach powiedziała:
– Rusz się, bo będziemy spóźnione na casting! Dopiero po krótkiej chwili zrozumiałam jej słowa.
– Ale jak to, mamo… ty… ? – zdołałam wyjąkać.
Mama roześmiała się perliście i machnęła tylko ręką. Od razu ruszyłam po rzeczy. Wzięłam to co najpotrzebniejsze i wyszłyśmy. Całą drogę patrzyłam na nią osłupiała, ale niewyobrażalnie szczęśliwa. „Moja Anka”- powtarzałam w myślach. O, niebiosa!

*

Nie dostałam żadnej roli, ale nie to w całej historii jest najważniejsze. Odnalazłam Mamę.
Już dawno nie byłam na Zielonym Odludnym Mostku.

„Przyspieszony kurs dorastania”

Nawet nie wiemy ile rzeczy ma wpływ na człowieka. Każdy najmniejszy szczegół może zmienić jego poglądy, marzenia i postrzeganie świata. Tak mniej więcej było ze mną.
Tak właściwie, to moja historia zaczęła się już dawno, dawno temu. Jednak pomyślałam, iż wystarczy opowiedzieć jej część, by mnie zrozumieć.

*

„Rodzina, przyjaciele, znajomi… Czy można chcieć czegoś więcej?”
– Oczywiście, że można! – pomyślałam – Jednak nasuwa się tu pytanie, czy pragniemy czegoś ważnego. Jasne, że każdy marzy o różnych błahostkach, ale nie są dla nas na tyle istotne, by o nie walczyć. To w takim razie o co warto walczyć? Pytanie w temacie wydaje się być takie proste, a jednak daje dużo do myślenia. Nasza pani z polskiego to potrafi dać nam temat…
Tak się skupiłam, że straciłam kontakt z rzeczywistością. Byłam w innym świecie, a dokładnie mówiąc w mojej głowie, która jak zawsze pracowała na pełnych obrotach. Nie zauważyłam nawet, kiedy siostra weszła do pokoju. Odwróciłam się na krześle i zobaczyłam ją siedzącą na moim łóżku.
– Królewna wróciła ze świata bajek? – zażartowała, ale czułam bijący od niej niepokój. Zapytałam, czego chce.
– Czy mogłabyś… – ten tekst znałam już na pamięć. Tak właściwie, to już nawet wiedziałam jak nasza rozmowa się skończy. Ona prosi o coś absurdalnego, ja stanowczo odmawiam. Ala jednak nie odpuszcza i dalej mnie przekonuje, aleja się temu nie daję i wciąż jestem „na nie”. Zaczynamy się kłócić, obrażamy się na siebie i w końcu przepraszamy…
– HALO! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Jak możesz mnie tak ignorować, kiedy mówię o czymś bardzo ważnym? – Była teraz naprawdę wkurzona.
– Przepraszam. Już cię słucham.
– Rodzice znowu się pokłócili. Myślę, że tym razem to coś poważnego, bo tata poszedł na noc do hotelu. Boję się, a co jak się rozwiodą? – łzy stanęły jej w oczach. Zaczęłam ją pocieszać, choć sama czułam, że porywa mnie otchłań.

*

Tata wrócił. Minęło kilka dni i oni znowu zaczęli. Tylko że to już nie brzmiało jak kłótnie, ale bezsensowne, dzikie ryki. W dodatku zrobili z tego maraton, czyli w dzień i noc przez prawie tydzień po sobie wrzeszczeli.

Byłam przez to wszystko strasznie nabuzowana, więc kiedy wróciłam ze szkoły do domu i już na wejściu usłyszałam kolejną sprzeczkę, nie wytrzymałam. Wbiegłam do pokoju i z krzykiem wyrzuciłam im, jak bardzo ich nienawidzę. Powiedziałam, że chyba nie zdają sobie sprawy, jak bardzo nas tym wszystkim ranią. Cały ten monolog zakończyłam ogłoszeniem, że dziś śpimy z Alą u babci. I wyszłyśmy. Właśnie, Ala. Biedactwo moje, oni nawet nie zauważyli, że wróciła do domu. To widziałam do jakiego stanu jest doprowadzona. Skulona siedziała w rogu pokoju, miała zaciśnięte powieki, zasłonięte rękami uszy i nuciła jakąś piosenkę, żeby niczego nie słyszeć.
Noc u babci była bardzo spokojna. W końcu ponownie spotkałam się z ciszą. Co jakiś czas było słychać telefon. To rodzice, ale nie chciałyśmy z nimi rozmawiać. Rzecz jasna, na drugi dzień wróciłyśmy do domu. Jak wielkie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyłyśmy rodziców czekających na nas. Jestem od Ali trochę starsza, więc od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Po chwili dopiero zauważyłam, że choć mama z tatą siedzą obok siebie, to dzieli ich jakaś bariera. Zachowywali się bardziej jak ludzie, którzy się przed chwilą poznali, a nie wieloletnie małżeństwo.
Zaczęli delikatnie, od przeprosin i rozmowy – o niczym. I właśnie to mnie zirytowało
– Koniec z owijaniem w bawełnę. Mówcie od razu, co jest grane – powiedziałam z poważną miną.
Spojrzeli na siebie znaczącym wzrokiem.
– Eh, uświadomiłaś nam Marciu, że to wszystko do niczego nie prowadzi – zaczęła mama. – Niepotrzebnie ranimy wszystkich dookoła, tłumacząc sobie, że coś ratujemy. Teraz jednak widzimy, że nie ma już czego ratować – spuściła głowę.
Gapiłam się na nią tępym wzrokiem, próbując zrozumieć o co jej chodzi. Mama widząc to westchnęła i powiedziała dwa słowa. Być może mówiła je normalnym tonem, ale tekst „ bierzemy rozwód” nigdy nie będzie brzmiał normalnie. Długo ciążyło to w mojej głowie, ale teraz myślę, że z czasem nabiera się do tego dystansu.
Sąd i rodzice zdecydowali, że zamieszkamy z mamą, ale tatę możemy widywać kiedy tylko chcemy. Teraz trochę inaczej patrzę na tę sprawę, bo widzę, że oni faktycznie postąpili właściwie. Po prostu skrócili nasze cierpienia. Zrozumiałam wtedy, czego można chcieć więcej.
Miłość – to jej nam trzeba. Bo czym jest rodzina bez miłości? Atrapą chyba.

*

Te zdarzenia miały na mnie kolosalny wpływ. Zrozumiałam kilka ważnych rzeczy dotyczących życia. Wiem już czego chcę uniknąć…
Wiem też, że nie warto męczyć się dla sprawy, której i tak się nie uratuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


cztery × = dwadzieścia