Holendrzy świętują Dzień Odzyskania Niepodległości.
Hucznie, radośnie i w szerokim gronie. Są koncerty, festyny, zawody sportowe, zabawy dla dzieci. I masa kwiatów pod pomnikami, tablicami pamiątkowymi i na cmentarzach. Od prywatnych ludzi. Nie z urzędu, nie od delegacji zakładów pracy. I jestem im za to wdzięczna. Bo czczą pamięć wszystkich poległych w II Wojnie Światowej. Czyli mojego dziadka też. Bo zginął na morzu Północnym, płynąc na statku zatopionym przez hitlerowską torpedę. A w Polsce od jakiegoś czasu o wyzwoleniu nikt nie mówi. Bo niby kojarzy się to ze Związkiem Radzieckim. No dobrze, rozumiem, ale mój dziadek i wielu innych to nie ZSRR . Babcia nie mogła zapalić mu świeczki, bo nie miał grobu. Ale paliła je na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich poległych w wyzwalaniu jej miasta. Choć nienawidziła komunizmu z całego serca. Bo dziadek uciekał przed Sowietami 17 Września 1939. Był oficerem Wojska Polskiego. Babcia uciekła z moim ojcem do rodziny. I już się nie zobaczyli. Ale paliła tym właśnie Ruskim, jak ich nazywała świeczki. Tłumaczyła mi, małemu dziecku, że to nie są groby Związku Radzieckiego, tylko młodych chłopców, którzy mieli mamy, żony, dzieci. I nie wrócili. Jak dziadek. I ona pali im świeczki, bo nikt inny tego nie zrobi. Chylę czoła babciu. I cieszę się, że tak jak Ty kiedyś, tak teraz tu, w Holandii są tacy ludzie, którzy nie pytają skąd ten żołnierz był. Jest dla nich wart pamięci.
A Wy wszyscy w polskim Rządzie pamiętajcie – jeśli nie nauczycie obywateli szanować zmarłych, to nie nauczycie szanować żyjących. I dalej rzucajcie na datę 9 Maja zasłonę milczenia. Bo cóż Was może obchodzić mój dziadek. I cała reszta.
A ja pozdrawiam świętującą od 3 dni Holandię.