Eutanazja


W czwartek zapytałam swoją holenderską znajomą o brata. Wiedziałam, że choruje na raka i nie czuje się najlepiej. Odpowiedziała, że w piątek będzie miał eutanazję. Brakło mi słów.
O możliwości wykonania eutanazji w Holandii wiedziałam. Ale moja wiedza kończyła się na fakcie, że jest. Nic poza tym. Więc poczytałam.
Żeby dokonać eutanazji trzeba spełnić dwa warunki – choroba musi być uznana przez lekarzy za nieuleczalną a ból jej towarzyszący zostanie zakwalifikowany jako nie do wytrzymania. Opinię lekarza prowadzącego potwierdza co najmniej jeden niezależny lekarz, a samą procedurę sprawdza komisja w składzie – lekarz, prawnik i etyk.  Z prośbą o wykonanie eutanazji występuje pacjent, ale wbrew pozorom nie ma prawa do niej, a tylko możliwość wykonania. Nie jest więc tak, że wystarczy chęć i już. Nie jest prawdą również, co pokutuje w obiegowej opinii, że jeśli rodzina chce pozbyć się chorego, niedołężnego staruszka, to ma na to szanse. Otóż nie ma. Więc wszelkie demencje starcze, choroba Parkinsona czy Alzheimera nie podlegają możliwości dokonania uśmiercenia na życzenie.
Tyle prawo. A jak funkcjonuje w tym etyka i moralność? Nie będę też  wypowiadać się w kwestiach teologicznych, bo raczej nie powinnam.  Gdyby nie znajoma, nie pomyślałabym chyba o tym poważniej. Starym zwyczajem użyłam wyobraźni, że dotyczy mnie to bezpośrednio.
Wersja pierwsza – cierpi ktoś mi bliski i prosi o eutanazję. Jeśli patrzyłabym na ten straszny ból, brak nadziei to chyba poparłabym decyzję. Oczywiście z uczuciem ambiwalentnym, bo zawsze gdzieś jakaś nadzieja się tli. I przewidując ogromny żal i tęsknotę poparcie decyzji na pewno nie byłoby łatwe.
Ale z kolei gdyby miało to dotyczyć mnie, to chciałabym mieć taki wybór. Gdzie jest granica bólu nie do wytrzymania nikt nie jest w stanie ocenić. To tak indywidualne odczucie, że chyba nie da się na ten temat przeprowadzić rzeczowej dyskusji.

W ostatnim miesiącu umarło dwoje moich znajomych chorujących na raka. Tutaj, w Holandii. I umarli z przyczyn naturalnych. Choć cierpieli, to z prawa skrócenia agonii nie skorzystali. Spędzili ten czas z rodziną, wspominając swoje życie, oglądając zdjęcia, pamiątki, śmiejąc się i rozmawiając. Podziwiałam ich stabilność emocjonalną. Zapytałam o ten fenomen. W odpowiedzi usłyszałam, że mieli świetne życie, wspaniałą, kochającą rodzinę, więc korzystają z ostatnich chwil życia, żeby jeszcze spędzić z nimi czas. Można i tak.

Więc jak to jest z tym prawem do eutanazji? Ileż to razy słyszałam w dyskusjach, że to takie barbarzyńskie, że będzie nadużywane, że niemoralne, nieetyczne i tym podobne. No i że nikt nie ma prawa odbierać życia. Oby nikt z tych, co tak krzyczą nie musiał odłączać aparatury respiracyjnej bliskiej osobie. Bo w Polsce takie sytuacje się zdarzają. Czy ten przypadek bardzo różni się od eutanazji?
Podsumowując – jakiekolwiek prawo powstanie, to samo jego funkcjonowanie i egzekwowanie zależy od cech indywidualnych osób korzystających z niego. Nie da się chyba tutaj ocenić, czy eutanazja to dobre, czy złe prawo. Jest neutrale. Choć skłonna jestem uznać, że cieszyłabym się z możliwości skorzystania z niego w tych dwóch przypadkach zaznaczonych jako konieczne do realizacji.
A pozdrowię wszystkich chorujących. Trzymajcie się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


− cztery = dwa